Ostatni
wpis zakończyłem słowami „chyba, że wtorku nie będzie?”. Słyszeliście kiedyś o
samospełniających się życzeniach? Jak na ironię losu, rzeczywiście wiele nie
brakowało, by wtorku nie było. A nie było i tak wpisu. Więc dzisiaj, mimo
zapowiedzi, nie będę kontynuował piątkowego wątku. Zrobię to w ten piątek.
Dzisiaj trochę o tym, jak naprawdę życie potrafi dać nam do myślenia.
Słowem
wstępu, pracując głównie za biurkiem i przy komputerze, dbam o formę (bo przecież
w zdrowym ciele – zdrowy duch) dojeżdżając do pracy na rowerze. Dodatkową
zachętą są liczne ścieżki rowerowe, dzięki którym jest to łatwe, proste i
przyjemnie, a przynajmniej mam zagwarantowaną codziennie odpowiednią porcję
ruchu. W dniu wczorajszym jednak nie do końca było to łatwe i przyjemne. Jadąc
po jednej ze ścieżek rowerowych, zostałem potrącony przez samochód. Wyglądało
dosyć poważnie, ale na szczęście skończyło się głównie na poturbowaniu roweru,
a nie moich kości.
Niemniej,
ostatni artykuł o żalach w obliczu śmierci, nabrał dla mnie bardzo dosłownego
bliskiego znaczenia w obliczu takich okoliczności. Mogłem przecież nawet nie
zdążyć czegokolwiek pożałować. Korzystając z wczorajszego dnia, postanowiłem
więc zastanowić się, czy oprócz tych 5 największych i najczęstszych żali, mam
jakieś inne? Lubię swoją pracę, więc jej nie żałuje i poświęcam tyle czasu ile
uważam za słuszne. Zawsze mówię, co czuję – zarówno negatywnie i pozytywnie. Zacząłem
więc szukać dalej.
Jedną z
pierwszych myśli w mojej głowie znów była rodzina. Czy zrobiłem dla niej tam
wszystko, co byłem w stanie. Na pewno się starałem i robiłem wszystko co w
mojej mocy. Drugą myślą była praca i szeroko rozumiany sukces zawodowy. Czy go
osiągnąłem? Czy jestem zadowolony z miejsca w którym teraz się znajduje? Na ten
moment tak. Nie chcę się w tym miejscu jeszcze zatrzymać, ale uważam, że jestem
w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, a moje tempo powinno się utrzymać.
Jednak czuję cały czas, że coś pomijam.
Wtedy
zdałem sobie sprawę, że brakuje mi jeszcze jednego istotnego w moim życiu
elementu. Nie najistotniejszego, ale bardzo, bardzo ważnego. Chodzi o pasję.
Niektórzy mówią o hobby, niektórzy o zainteresowaniu, inni o zajęciach po
pracy. Tak naprawdę – chodzi o to, co nas nakręca, interesuje. Coś, dla czego
warto pracować ciężko, by spożytkować pieniądze i pasję rozwijać. Bardzo lubię
sporty ekstremalne, ale nie jest to zajęcie, które można codziennie wykonywać.
Latem mogę jeszcze pojeździć rowerem po lasach, górach, pojechać na jakąś
skałkę wspinaczkową albo wybrać pośród wielu innych rozrywek. Potrzebne jest mi
jednak coś, co będę mógł zrobić na co dzień, co pozwoli mi się oderwać,
zapomnieć, poczuć się po prostu dobrze w trudnych chwilach. Niektórzy lubią
grać w piłkę nożną, inni biegają, czy uprawiają popularny teraz nordic walking.
Nie do końca rozumiałem po co właściwie to robią. Teraz już wiem. Wyruszam więc
na podróż do środka siebie, w poszukiwaniu swojej pasji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz