„Gdy wieczorne zgasną zorze, zanim głowę do
snu złożę, Bogu, Ojcu i Synowi, dopierdolcie sąsiadowi, dla siebie o nic nie
wnoszę, tylko mu dosrajcie proszę” – czy znacie ten fragment? Mój ulubiony
film, spośród wielu dobrych produkcji Marka Koterskiego. Pokazuje dosadnie to,
do czego nikt z nas się nie przyznaje, a robi czy też myśli. Cały obraz jest
może trochę przerysowany, ale w trafny sposób.
Jeszcze
nie spotkałem w swoim życiu człowieka, który nie czuł zawiści. Dobrze to widać
podczas rozstania się par – najpierw chcą dla siebie jak najlepiej, gdy są razem,
a potem sprowadza się to do życiowego celu uprzykrzenia sobie życia nawzajem.
Po co? Co tak naprawdę tym osiągamy? Jak często zdarza się, że robimy coś, a
potem dopiero zastanawiamy się po co, bo byliśmy źli, zazdrośni, nie
potrafiliśmy się pogodzić z tym, że ktoś ma to, czego my nie możemy mieć. Dla
mnie była to najtrudniejsza część brahmavihara – przyznać się do tego, że
zazdroszczę czegoś komuś i zmienienie myśli z „chciałbym też tak! Dlaczego on
ma a ja nie?” na myśl „fajnie że to ma, oby kiedyś też mi to było dane”.
Przypomnijcie
sobie ile razy czuliście zazdrość z tego, że ktoś ma super samochód, torebkę od
Prady albo willę z basenem. Czy nie chcielibyście zamienić tej frustracji i
zazdrości na autentyczną radość z tego, że ktoś to ma i że możecie na to
patrzeć? Może nawet korzystać, bo to Wasz znajomy, który zaprosi Was do domu,
żeby też popływać w basenie, albo przejechać się jego samochodem. Spotkałem
się, a nawet sam nie raz się na tym przyłapałem, że odbierałem takie zachowanie
jako „chwalenie się” czy też właśnie chęć wzbudzenia zazdrości. Właściwie
dlaczego? Hej, przecież mogę korzystać z tego, co chciałem! Powinienem jeszcze
za to podziękować, a nie zazdrościć.
Opanowanie
mudita to moim zdaniem niesamowicie duża potęga. O tyle, o ile metta jest
kierowaniem pozytywnej energii od nas do innych ludzi, na wszystkie strony
świata, o tyle mudita pozwala nas otworzyć na pozytywną energię płynącą od
innych – z ich szczęścia i powodzeń. Przypomnij sobie jakiś swój sukces,
pozytywne osiągnięcie. Przypomnij sobie towarzyszące temu uczucie. Pomyśl, że
właśnie w tej chwili czuje to samo Twój przyjaciel (zacząć od tego jest
najłatwiej, przynajmniej w moim przypadku), bo dostał w pracy awans, bo zdał
trudny egzamin, zrobił prawo jazdy. Pomyśl sobie, że zamiast teko ukłucia
zazdrości, możesz poczuć szczęście, które on czuje. Zamiast rzucić posępne
„fajnie” i myśleć sobie, jak bardzo też byśmy tak chcieli, możemy powiedzieć „Łał! Super! Jak Ty to
zrobiłeś? Opowiedz mi koniecznie, może mi też się dzięki temu uda!”. Potraficie
sobie wyobrazić efekt takich działań? Nasz przyjaciel będzie jeszcze bliżej,
sprawimy mu dodatkową radość tym, że może z nami podzielić się wiedzą, która
pozwoliła mu ten sukces osiągnąć, a my będziemy o tą wiedzę mądrzejsi. Uruchomimy
spiralę pozytywnych emocji, która będzie nakręcała zarówno nas, jak i coraz
większą liczbę osób wokoło. A w centrum tej spirali będziemy my.
„Obyś
nigdy nie przestał być szczęśliwy, oby Twoje szczęście trwało, niech Ci się
powodzi” – kilka prostych sformułowań, potrafiących naprawdę wiele zmienić.
Właśnie, czy prostych? Zazdrość to jedna z tych emocji, które nie zanikają
wśród dzisiejszego aleksytemicznego społeczeństwa. Szkoda jednak, że to powinno
być właśnie odwrotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz