Rano jadąc do pracy tramwajem
przysłuchiwałam się rozmowie dwóch kobiet. Jedna z nich skarżyła się na męża,
który ją źle traktuje, nie ma już pomiędzy nimi takiej więzi a w domu mijają
się jak obcy ludzie. Na pytanie przyjaciółki, czemu nadal niszczy sobie życie
odpowiedziała zaskakująco „Wiesz już tyle jesteśmy razem, że przywykłam poza tym,
co mnie nie zabije to mnie wzmocni”. Odpowiedz szokująca, ale skłoniła mnie do
pewnej refleksji.
Drogi Czytelniku ile osób znasz, które są
nieszczęśliwe w związku z partnerem czy partnerką lub maja prace, której
nienawidzą albo jeszcze inny powód, który powoduje, że ich życie z każdym dniem
jest coraz bardziej męczące? Codziennie powtarzają sobie ”jutro będzie lepiej,
to już ostatni raz”.
Stawiasz sobie pytanie zapewne takie,
jakie ja postawiłam sobie w tramwaju „to, po co z nim jesteś, czemu nie
odejdziesz z firmy?”. Zgryźliwi odpowiedzą „a może jesteś męczennicą”. Ale kto
lubi sam siebie okładać batami?
Ponad 100 lat temu zapewne znany
wszystkim Blogowiczom austriacki lekarz neurolog i psychiatra Zygmunt Freud
odpowiedział już na to pytanie. Wszystkimi nami kieruje tzw. przymus
powtarzania. Na czym to polega? Wybieramy dla siebie nie to co dobre, ale to co
znamy. Nasz mózg kosztuje to mniej energii a nasze ciało czuje się bezpieczniej.
Nie wiem jak Ty drogi Czytelniku, ale
sama osobiście zmartwiłam się, że ja sama oraz większość społeczeństwa
wybieramy drogę, którą znamy (choć nie zawsze szczęśliwą) niż tą ciemną
wyboistą która może okazać się naszym szczęściem.
Moje przemyślenia? Nie bójmy się,
realizujemy swoje marzenia przecież o to w życiu chodzi, abyśmy byli szczęśliwi.
I co z tego, że podejmiesz ryzyko? Wychodząc z domu już je podejmujesz, więc
już i tak nic nie ryzykujesz. A przecież, co Cię nie zabije to Cię wzmocni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz