Kontynuując
temat emocji i zagłębiając się w niego coraz bardziej po ostatnim wpisie,
natrafiłem na bardzo ciekawy artykuł. Miło mi więc będzie przejść przez to
razem z Wami i chętnie podzielę się efektami :)
o co chodzi? O metodę, dzięki której można emocje nie tłumić, ale rozwijać i
kierować we wskazanym przez nas kierunku.
Budda
porównał kiedyś naszą świadomość do tkaniny, a szukanie szczęścia jako jej
farbowanie na różne kolory. Jeśli nasza świadomość nie jest „czysta” farbowanie
wiele nie da. Kolory będą brudne i nietrwałe. Naprawdę trwały efekt można
osiągnąć tylko najpierw piorąc i czyszcząc tkaninę, a dopiero potem zabierając
się za jej farbowanie. Podobnie z naszą świadomością i życiem. Jeśli najpierw
nie oczyścimy swojej świadomości z negatywnego nastawiania a życia z
niszczącego wpływu z zewnątrz, szczęście będzie jedynie chwilowym
zaspokojeniem, które bardzo szybko przechodzi. Zacząć oczywiście należy od
ułożenia sobie wszystkich nieuporządkowanych spraw, zwłaszcza emocjonalnych.
Jeśli sytuację mamy opanowaną i zdajemy sobie sprawę z naszych uczuć, emocji
oraz ich przyczyny, możemy przejść do sedna. Brahmavihara – czyli nic innego
jak „proszek” na nasze plamy.
Jest to najczęstszy rodzaj
medytacji, jaki zalecał Budda. Zawsze interesowałem się medytacją, wewnętrznym
wyciszaniem i stabilizacją. Nie zgłębiając jednak tematu, myślałem zawsze że
chodzi o uspokojenie emocji, o ich stłumienie i zachowanie za wszelką cenę
spokoju. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie mogłem się bardziej pomylić.
Brahmavihara, o której piszę,
opiera się właśnie na budowaniu tendencji emocjonalnych w umyśle. Rozróżniamy
ich cztery – metta (bezwarunkowa przyjaźń), karuna (współczucie), mudita
(radość z powodzenia innych) oraz upekkha (bezstronność). Co ciekawe, są to
emocje, o których obecnie praktycznie się nie mówi, a z pewnością nie spotyka.
Ile mamy osób darzących nas bezwarunkową przyjaźnią? Ile osób cieszy się z
sukcesu innych, a nie tylko zazdrości?
Medytację zaczynamy od siebie.
Zanim zaczniemy budować stany emocjonalne i zmieniać swoje życie wobec innych,
należy uporządkować siebie. Nie ma znaczenia jak siedzimy, gdzie jesteśmy, byle
mielibyśmy warunki, które pozwalają nam się skupić i czuć wygodnie. Ja za takie
miejsce wybrałem las, koniecznie w nocy, bo przeszkadza mi światło. Trzeba
przypomnieć sobie jakieś szczęśliwe wspomnienie z naszego życia. Największą
trudnością jest to, aby nie iść dalej. Po prostu przypomnieć sobie ten moment,
nie nasze myśli wtedy czy też sytuacje, które miały miejsce, ale skupiamy się
na tym co czuliśmy, powtarzając w
myślach „Obym był szczęśliwy, obym był zdrowy, obym był bezpieczny, obym był
zdrowy”. Nie chodzi o same słowa, ale o ich sens – możemy wybrać rzeczy dla nas
ważne, ale nie materialne, ani stricte zawodowe. Praca nad tym pierwszym
krokiem jest zdecydowanie najcięższa. Naszym celem jest bowiem zaprzyjaźnienie
się z samym sobą. Dlaczego tak? Podobnie jak z ludźmi, którzy dobrze nam życzą.
Gdy mamy kogoś, kto o nas dba, miło się wita, życzy powodzenia przed trudnym
wyzwaniem, wiążemy się emocjonalnie. Dlaczego tylko czynimy tak tylko w
stosunku do innych? Warto być swoim przyjacielem. Dopiero wtedy możemy
skierować to w stronę innych, inaczej nasza „przyjaźń” nie jest szczera, a jest
jedynie pobożnym życzeniem i naszym wrażeniem.
Wywołanie stanu „przyjaźni” z
samym sobą, dopiero zaczynamy kierować to w stosunku do innych. Powtarzamy
naszą mantrę, ale zmieniamy podmiot idąc schodkami – teraz kolej pomyśleć o
kimś nam bliskim, może o rodzinie, może o przyjacielu, albo o kimś, komu dużo
zawdzięczamy. „Bądź szczęśliwy. Bądź spokojny. Bądź bezpieczny.” Metta, czyli
bezwarunkowa przyjaźń dopiero zaczyna naszą kontrolę nad własnymi emocjami. Nie
pozbywanie się ich, ale nauka kierowania nimi. Gdy już nauczymy się przywoływać
to uczucie, nawet wobec obcych nam osób, nadejdzie pora na kolejny krok, o
którym więcej we wtorek :)
wpis na podstawie
artykułu „Architektura Świadomości” autorstwa Marcina Fabjańskiego