Sytuacja w życiu jest prosta:
musisz wybrać sobie zawód a co za tym idzie placówkę oświatową która zapewni ci
papier. Nie jestem ekspertem i nie powiem ze 100% pewnością co opłaca się
studiować. Wynika że w dużym stopniu zależy to od miasta w którym zamierzasz
szukać przyszłej pracy. Jeśli np. w twoim mieście jest tylko polibuda, to
powinieneś raczej iść na uniwerek, jeśli zaś odwrotnie to z pewnością idź na
politechnikę. Jeśli chcesz studiować jakąś dziedzinę tylko dlatego że po prostu
jesteś z niej niezły i na twoje nieszczęście jest to przedmiot humanistyczny,
przyrodniczy lub nawet ekonomiczny to lepiej daj sobie spokój, bo naprawdę
szkoda twojego czasu, nerwów i wysiłku gdyż często są to przedmioty nawet
trudniejsze od tych technicznych i ich ukończenie w mniemaniu pracodawców nie
daje Ci absolutnie nic w staraniach o pracę. Na studiach spotkałem się też z
egzotycznym jak dla mnie podejściem, że jeśli ktoś ma więcej tytułów i
ukończonych fakultetów jest bardziej atrakcyjny dla pracodawcy. Ok zgoda ale
jeśli ktoś dajmy na to studiuje ochronę środowiska a później biologię, czy
biotechnologię to robi sobie wyjątkowe kuku, podobnie jak np. student
polonistyki studiuje dodatkowo filozofię lub etnologię. Na pewno mając dwa czy
trzy kierunki jest się bardziej atrakcyjnym zawodowo ale nadal się tkwi w jednej
branży, jeśli jest ona mało płatna to po co kuć nocami na sesję i studiować po
7 lat? Naprawdę lepiej studiować jeden dobry kierunek niż 10 słabych, chodzi tu
o bilans zysków i strat.
Myślę po 5 latach studiów, że
lepszą inwestycją było by dla mnie opanowanie w ciągu tych 5 lat programów
takich jak Flash, Photoshop, Excel, Dreamweawer, Ilustrator, InDesign i języków
PHP, VB i jeśli ktoś nie myśli o studiowaniu czy o zdobyciu praktycznego zawodu
w zawodówkach to powinien właśnie uczyć się tych programów. Niestety w Polsce
mało jest kursów tego typu i trzeba posiedzieć samemu. Ja niestety zawsze byłem
z tego kiepski co od razu dyskwalifikowało mnie ze studiowania informatyki.
W każdym razie własne
doświadczenie w szukaniu pracy pokazuje mi jedno: pracodawca ma kompletnie w
nosie na jakiej uczelni studiowałeś interesuje go: doświadczenie, kierunek,
profil uczelni (np. techniczna), dodatkowe umiejętności. Dokładnie w tej
kolejności polski pracodawca rozpatruje kandydata i naprawdę szczerze mu zwisa
czy ktoś studiował zaocznie w Wyższej Szkole Bankowej czy dziennie na
Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, dla niego nie ma żadnej różnicy.
Nie dajcie się więc złapać na tzw. renomę wyższych uczelni i mam tu na myśli
głównie państwowe uniwersytety. Tzw. renoma uczelni po prostu nie funkcjonuje w
środowisku pracodawców, jedyne na co może się przydać to wspólne wspominki
podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Jeśli więc ktoś robi wyższe dla wyższego niech
idzie po najniższej linii oporu, nie warto się wysilać jeśli nie celuje się w
dochodowy zawód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz